poniedziałek, 21 marca 2011

Wilno

Wilno w mniej niż 48 godzin. Miałem jechać po raz drugi, ale że plany jak to plany ulegają zmianom i nie jadę to pomęczę Was Wilnem z zeszłego roku.

Szybko, z małą ilością snu, z lokalnym jedzeniem, z problemami w dogadaniu się po angielsku w ichniejszym makdonaldzie, z poszukiwaniem wieży telewizyjnej, na którą wjazd okazał się już i tak niemożliwy, z podróżami trolejami, z żulem, który robił za przewodnika, z próbami dogadania się po rosyjsku ze spotkanymi kobietami w parku, a potem ich reakcją, że tu we Wilnie to się po polsku mówi, co jednak okazało się prawdą przy składaniu zamówiania w makdonaldzie. Z dobrym kebabem lavase, z zamkniętymi ogródkami piwnymi o 23, z deszczem pierwszego dnia i słońcem dnia drugiego. Z muzeum NKWD gdzie o Polakach wzmianki praktycznie nie było.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz