.... w weekend spotkałem.
Mocno zdjęciowy był to dla mnie weekend. Dość popieprzony również, ale to już wynik mej osobistej wrodzonej, a po części nabytej głupoty. A że głupota ludzka nie zna granic, to udowodniłem sobie, a przy okazji innym po raz kolejny.
Ale do rzeczy, bo nie opisanie tu się rozchodzi.
Michał W. pewno szerzej znany jako Szkielu. Fotoreporter, miłośnik DDR-owskiej myśli motoryzacyjnej, prześmiewca nikona i pokrótce mówiąc koneser dóbr wszelakich.
Następny dzień przyniósł kolejnych "człowieków".
Kilka dni wcześniej odezwał się Stachu, który póki co jest świeżakiem, młodym adeptem fotografii. Kupił owy chłopiec sobie aparat i się uczy. A że kupił nikona to wiedział do kogo skierować swe kroki. Miało być inaczej, miały być rowery, rowerzyści, telegraf. Żywo, szybko i kolorowo. Przezornie zabrałem kieva ze sobą i uważam, że postąpiłem słusznie.
Stachu porwał swą kobietę, która była naszą przykładną ofiarą. Paulina nie narzekała, nawet słuchała o czym rozmawiamy i dopiero po kilkudziesięciu minutach się przyznała, że architektura jako kierunek studiów nie jest jej obcy, więc o kompozycji to ja się mogę sporo od niej dowiedzieć.
Jak już coś zostało w magazynku, to postanowiłem to wystrzelać w drodze do pracy. Kielce o poranku wcale nie są takie brzydkie. Szczególnie gdy świeci słońce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz